Wody a człowiek- nasza rzeczywistość
- Utworzono: środa, 15, grudzień 2010 21:36
- Odsłony: 2514
Od kilkunastu lat, jako Stowarzyszenie Eko- Unia, wspólnie z TPRIIG, zajmujemy się kwestią zachowania i odbudowy ekosystemu morza Bałtyckiego do poziomu poprawności ekologicznej. Głównym naszym działaniem jest realizacja projektu Bałtyk jest w Polsce, Bałtyk jest w Europie, gdzie TPRIIG aktywnie nas wspiera, ale obok tego interweniujemy na obszarze całego kraju w sprawach związanych między innymi z ochrona dobrego stanu ekologicznego wód.
Podczas jednego ze spotkań Bałtyckiego Okrągłego Stołu, którego jesteśmy stałym uczestnikiem, profesor Marcin Węsławski ukazał stopień braku wiedzy na temat zależności między składnikami ekosystemu wodnego. Ta niewiedza leży u podstaw niedorzeczności hasła „zarządzania” zasobami naturalnymi. Jak można „zarządzać” nie mając wiedzy o składnikach systemu, którym chce się zarządzać? Sprawa rozciąga się od podstaw, tak zdawać by się mogło, niepozornych jak zlewnie rzek,, ułamki” zlewni morza Bałtyckiego, po wzajemne relacje między składnikami ekosystemu samego Bałtyku. Poziom wiedzy na temat wzajemnych relacji tego ogromnego, a jednocześnie, jednego z najmłodszych i najmniej złożonych ekosystemów morskich jest tak mały, że jedynym uzasadnionym podejściem jest wielka ostrożność w ingerencję w ten ekosystem. Tego właśnie brakuje w butnym haśle „zarządzania”, obojętne, czy małego strumienia, czy całej zlewni lub samego morza. Większość krajów członkowskich to zrozumiała, nasze władze od samej góry do gminnego dołu, najwyraźniej nie, podobnie jak większość naszych rybaków i wędkarzy. Nie ma czasu na dociekanie przyczyn takiego podejścia, trzeba zastanowić się, jak obecnie dysponować dostępem do zasobów wód, by nie zostawić dla następnych pokoleń pustyni… Na to nie możemy się zgodzić. Czas na zdefiniowanie chociaż głównych czynników ludzkiego wpływu na stan ekosystemów wodnych. Przez lata ludzkość nie zdawała sobie sprawy, że nawet pozornie niewielkim, lokalnym, zanieczyszczaniem wód, gdzieś tam pod Tatrami, czy gdziekolwiek w zlewni jakiegokolwiek morza na całym Świecie, zanieczyszczamy także ten niezrozumiały, nieogarniony naszym umysłem bezmiar wód jakim jest wszechocean. Zanieczyszczenia to nie jedyny przejaw naszej ingerencji w ekosystemy wodne, ale po kolei. Zacznijmy od tych „niewielkich” ingerencji w wody zlewni mórz i oceanów. Największym beneficjentem zasobów wód słodkich, których na naszej planecie jest bardzo mało, ledwie kilka procent, w stosunku do wód słonych, jest na całym Świecie rolnictwo. W zależności od rejonu i stopnia unowocześnienia, w tym sektorze „używane” jest od 60 do nawet 80% zasobów tych wód. Oddziaływanie tego sektora jest bardzo różne i ma wpływ zarówno na fizykochemiczne parametry samej wody, jak i istotne zmiany w morfologii cieków. Ludzkość w tej sferze od zarania była zależna od wód, jako głównego czynnika produkcji rolniczej, jednak dopiero osiągnięcia ostatnich dwóch stuleci „zaistniały” zauważalnie dla jakości ekosystemów wodnych. W tym okresie człowiek zaczął zmieniać, według jego potrzeb, zdawać by się mogło, uzasadnionych. Dziś efekty tych zmian są widoczne gołym okiem, bowiem Natura broniła się długo, i dopiero ostanie dekady jednoznacznie pokazały, że dalej bronić się nie potrafi. Z wielomilionowych populacji ryb wędrownych, bo to one w pierwszym rzędzie zależą od jakości ekosystemów rzecznych, dziś mamy populacje szczątkowe, w wielu przypadkach, bez pomocy ludzkiej- czyli ochronie tak ich siedlisk, jak i samych populacji tarłowych, skazane na wyginięcie. Że tak się stanie świadczy zniknięcie wielu najwrażliwszych gatunków, jak jesiotr, łosoś, aloza, parposz, certa czy bliskie rybom, choć od nich prymitywniejsze krągłouste. Przyczyny wszędzie te same. Zmiany w środowisku wodnym w dorzeczach tarłowych. Od zabudowy poprzecznej uniemożliwiającej migrację, po zanieczyszczenia. Tu właśnie oddziaływanie rolnictwa zaznacza się bardzo silnie. Wiele zlewni zostało tak silnie przekształconych dla potrzeb rozwoju rolnictwa, że dziś rzeki, niegdyś płynące przez lasy, pierwotnie zimne, bystre i czyste, zamieniono w ledwie sączące się cieki niosące zbyt ciepłą, do tego silnie zmienioną pod względem chemicznym wodę, gdzie pierwotni mieszkańcy nie znajdują już potrzebnych do życia warunków. To główna przyczyna zanikania gatunków dwuśrodowiskowych. Do tych oddziaływań doszły inne sektory, jak przemysł, używający około 20% zasobów wód słodkich i bezlitośnie smagający chemikaliami, czasem przez dziesiątki, a nawet setki lat czynnymi, ekosystemy wodne, nierzadko także zmieniając termikę wód, przez zrzuty wód podgrzanych. Jakby tego było mało, także zwykłe potrzeby ludzkie, czyli użycie wód do celów komunalnych, także w swych 10% potrafi bardzo istotnie pogarszać jakość wód, wprowadzając do nich mnóstwo biogenów oraz nieoczyszczonej materii organicznej. Ludzkość na przestrzeni ostatnich stuleci wyprodukowała ponad 100 000 nowych substancji chemicznych, gdy w Naturze nowa substancja pojawia się jedna na kilkaset lat. Na te naturalne nowości ewolucja znajdowała sposoby od milionów lat, by zaadoptować zmiany wygenerowane przez człowieka do dziś, potrzeba milionów, jeśli nie miliardów lat ewolucji. Jedyna drogą do pomocy przyrodzie jest opamiętanie i ograniczenie zmian generowanych naszym postępem. Jedna czwarta ludzkości zależy od zasobów rybnych. Jeśli zgodzimy się na wyginięcie tych zasobów, a na razie wszystko na to wskazuje, musimy mieć świadomość, że ta część populacji ludzkiej zmuszona zostanie do zmiany trybu i miejsca życia bądź wyginięcia. Stoimy o krok od tej katastrofy. I wcale nie jest tak, że nie mamy na nią wpływu. Wystarczy opamiętać się, zmienić sposoby gospodarowania w rolnictwie/ w tym w rybołówstwie, przemyśle czy naszym używaniu wody, by w istotnym stopniu dać Naturze, a także nam samym, szansę. Kłania się tu nieco wyświechtana zasada „Myśl globalnie, działaj lokalnie”. Każdy z nas ma wpływ na to jaka będzie woda w otaczającym go środowisku- żywa, czy martwa, zdatna także dla nas, czy nie zdatna do niczego.Jak to zrobić? Przede wszystkim zrewidować dotychczas pokutujące postrzeganie przyrody, Natury, jako czegoś, czym mamy prawo zarządzać. Kompromisy są potrzebne, ale nie między nami a przyrodą, a między oczekiwaniami ludzkimi wobec innych ludzi. „Z prawami przyrody nie ma kompromisów”, jak powiedział niedawno profesor Krzysztof Skóra. W rolnictwie konieczne jest uzmysłowienie rolnikom nadrzędności celów zachowania środowiska w stanie naturalnie odtwarzalnym nad partykularnym interesem rolników. Badania i ukierunkowania zmian w rolnictwie w wielu rozwiniętych krajach na całym Świecie jednoznacznie dowodzą, że ten kierunek jest korzystny zarówno dla rolników, jak i zdrowia społeczeństwa. Tak zresztą w odniesieniu do rolnictwa w UE mówi Rozporządzenie Rady (WE) nr 73/2009 z dnia 19 stycznia 2009 r. Podobnie rzecz ma się w odniesieniu do pozostałych beneficjentów zasobów wodnych wyrażona w dyrektywach Ramowej Dyrektywie Wodnej oraz innych dyrektywach środowiskowych. Żadna z nich nie stawia w drugim rzędzie człowieka, tylko ukazuje, że człowiek bez zdrowego środowiska naturalnego nie ma szans na przeżycie. Termin tego przeżycia nie jest dziś hipotetyczny, tylko realny, policzalny w dziesiątkach lat. W przypadku zasobów rybnych mamy ledwie trzydzieści lat na opamiętanie. Jeśli nie zrobimy nic, niebawem półtora miliarda ludzi nie będzie miało jak realizować swego dotychczasowego trybu życia i wejdzie w konflikt z resztą ludzkości.
Ewa Leś
Artur Furdyna