Konkurs Ryby Naszych Rzek 2013 - wyniki
- Utworzono: czwartek, 23, styczeń 2014 15:59
- Odsłony: 4798
Zakończyła się V edycja konkursu organizowanego dla naszych członków przez TPRIiG pod nazwą "Ryby Naszych Rzek 2013".
Za najpiekniejszą i najciekawiej opisaną rybę złowioną w rz. Inie komisja konkursowa jednogłośnie przyznała I miejsce dla Kolegi Mikołaja Jezierskiego, II miejsce zajął Adam Ratajczyk, III Paweł Kietrys.
Zwycięzcy Konkursu otrzymali cenne nagrody podczas zakończenia VII edycji zawodów Troć Iny 2014r. Zwycięzcy konkursu nagrodzeni zostali wysokiej klasy wędziskami do połowu na muchę ufundowanymi przez naszego sponsora Andrzeja Podeszwę - firma "JAXON".
W imieniu Komisji konkursowej składam gratulacje zwycięzcom konkursu. Dziękuję za wspólną zabawę i zachęcam wszystkich członków TPRIiG do wzięcia udziału w VI edycji konkursu na nieco zmienionych zasadach, które ujawnimy niebawem w szczegółach w ramach oficjalnego startu edycji 2014.
Przewodniczący komisji konkursowej - Artur Furdyna
Zwycięzca konkursu Mikołaj Jezierski -Troć wędrowna (samiec) długość 81cm waga 6,50kg
Data połowu 17.09.2013r.
W ciepłe wrześniowe popołudnie wybrałem się na poszukiwanie śladów ińskich troci. Na rybę nawet nie liczyłem, zwłaszcza biorąc pod uwagę niski stan wody i brak jakichkolwiek informacji o połowach, czy choćby zaobserwowanych spławach. Do tego sezon 2013 był dla mnie najgorszy od co najmniej 5 lat. Nad rzeką cisza, spokój i niestety brak życia w wodzie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Idę sobie powoli w górę rzeki, machając niewielką obrotówką. Mijam kilka obiecujących miejsc, w których nie kryje się nic prócz zaczepów. Przed sobą widzę kolejny, wystający z wody konar więc rzucam tuż obok. Obrotówka przepływa jakiś metr i czuję wyraźne, choć miękkie uderzenie. W tym samym momencie widzę zwrot sporej ryby, zacinam i siedzi! Na pierwszy rzut oka widzę, że mam do czynienia ze sporych rozmiarów samcem troci. Ryba wychodzi do powierzchni i targa łbem na boki. Trzymam kij i czekam co się będzie działo. Niestety nie dzieje się zbyt wiele - troć chodzi w odległości paru metrów ode mnie i ani myśli uciekać w dół rzeki. Co ciekawe do momentu pierwszego dotknięcia ręką - oceniam ją na mniejszą. Dopiero przy pierwszej próbie podebrania, kiedy nie jestem w stanie objąć jej karku zdaję sobie sprawę, że ryba ma dobrze ponad 5kg. Następuje krótki odjazd. Staram się wyciągać pysk troci ponad lustro wody - aby nałykała się powietrza. Pomaga - ryba ponownie daje się podciągnąć. Na kawałku płytkiej wody staram się docisnąć ją kolanem. Ryba wrzuca wsteczny i wycofuje się między moimi nogami. Na szczęście jest dobrze zapięta. Jeszcze kilka krótkich odejść i po raz trzeci podciągam rybę, po czym z niemałym trudem podbieram i wynoszę na brzeg. Radość jest równie wielka, co szok, bo kompletnie nie brałem pod uwagę takiego finału dnia. Jest godzina 18.30, walka trwała ok 10 min. Ryba mierzy 81cm i waży 6,50kg. Mam swój nowy rekord wagowy z naszej rzeki :) Oczywiście nie mogło obejść się bez przygód - aparat powiedział "prądu ni ma" i zdążył zrobić tylko kilka nie najlepszych zdjęć.
II Miejsce Adam Ratajczyk - Troć wędrowna (samiec) długość 76cm waga 4,5kg
Data połowu 20.09.2013r.
Jest 20.09.13 godzina około 12.00 a ja siedzę w pracy i myślami jestem gdzieś daleko nad rzeką w jakiś krzakach bądź innych ,,chabziach,, i łowię trocie. Niestety to tylko marzenia :/ Nagle dzwoni do mnie Piotrek i oznajmia że już z Mariuszem się ugadali na popołudniowe łowy i czy nie chcę się wybrać z nimi!? Cóż za pytanie!!!??? OCZYWIŚCIE ŻE JADĘ!!! Niecierpliwie czekam na godzinę 14.00 i już gonię do domu się przebrać. Wsiadam w auto i jadę do kolegów po kiju. Chłopaki wybrali sobie odcinek od Zabrodzia do Bolechowa. Chwilę później zjawiam się w umówionym miejscu. Widzę że Piotrek z Mańkiem już mieszają wodę przynętami. Powoli ich doganiam i łowimy razem gadając i marząc o taaakich rybach. Czas nieubłaganie płynie nic się nie dzieje więc robimy sobie krótką przerwę na kawkę z termosu. Po przerwie mówię kolegom, że idę na miejscówkę w której wyszła mi ryba na początku lipca i że może jeszcze tam siedzi jeżeli nie zmiotły jej ścieki ze Stargardzkiej oczyszczalni ścieków bądź ktoś jej już nie złowił. Przeszedłem jakieś 400-500 metrów przez te wszystkie krzaczory i jestem na miejscu. Piękny zakręt prawie 90 stopni w prawo głęboka wymyta rynna i na końcu niezła zwałka zrobiona przez bobry. Założyłem ostatnią posiadaną przeze mnie obrotówkę RM tzw. Randapkę (którą Piotrek chwilę wcześniej swoimi zdolnościami uratował z niezłego zaczepu) Rzut pierwszy, drugi, trzeci i kolejny… cisza ale się nie poddaję i kolejny rzut w to miejsce. Nagle czuję nawet nie uderzenie a raczej zatrzymanie automatycznie podświadomie zacinam… jest!!! Czuję opór i odjazd w dół rzeki. Myślę sobie: jest troć ale chyba nie za duża, walczy ale jakoś tak mizernie… i nagle ryba się obudziła widzę, jak żyłka tnie wodę w stronę powierzchni! I nagle pokazał się w powietrzu w całej okazałości pięknie wybarwiony samiec, wyskoczył chyba z metr nad wodę za chwilę drugi raz poprawił i kolejny wyskok, do tego w międzyczasie kilka młynków przy powierzchni i kolejny odjazd…. W myślach sobie powtarzam: tylko nie szalej spokojnie bez nerwów popuść hamulec i rybę do powierzchni niech łyka powietrze…. W końcu udaje mi się podebrać rybę… UFF… kolejna w sezonie i do tego chyba życiówka. Miarka pokazuje 76cm… tak życiówka pobita o 1cm SUPER!!! W Między czasie dobiega Mariusz z Piotrkiem moja radość chyba nie ma końca w tym dniu byłem chyba najszczęśliwszym wędkarzem na świecie. Samiec miał dokładnie 76cm i 4.5kg. To mój najlepszy sezon odkąd zacząłem przemierzać brzegi rzek za trocią.
III Miejsce Paweł Kietrys - Troć wędrowna (samica) długość 81cm
Data połowu 01.03.2013r.
To miał być kolejny dzień wędkarskiej beznadziei. Odkąd Ina zyskała ogromnie na popularności, przewalające się po „moich” miejscach niezliczone hordy skutecznie odebrały mi chęć i uczyniły niemożliwym uprawiane wędkarstwa w formie, do jakiej przywykłem i jaką uznaję.
Bardziej z przyczajenia niż z poczucia nieodpartego wewnętrznego zewu, który przez ostatnie sezony pchał mnie wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi wciąż nad rzekę, postanowiłem tego dnia wyskoczyć na dwie godzinki pod wieczór jeszcze raz dać szanse „moim” miejscówkom. Nie liczyłem na cokolwiek, gdyż wiedza o ilości złowionych tam w styczniu ryb nie pozwalała mi na optymizm. Chciałem po prostu odhaczyć te kilka miejscówek, uświadczyć się w przekonaniu, że znowu nic, aby na jakiś czas „uspokoić sumienie” i nie myśleć o trociach, i zająć się innymi sprawami. Jednak nie było mi to pisane, Ina po raz kolejny szykowała dla mnie niespodziankę…
Rozpocząłem łowienie od razu w jednej z najlepszych „bankówek”, skąd udało mi się złowić w poprzednich sezonach niejedną troć.Jako przynętę tradycyjnie wybrałem wykonaną przeze mnie wahadłówkę, o klasycznym keltowym zdobieniu i kształcie, jakich używam od lat. Kilka pierwszych rzutów i zaczynam wczuwać się w rytm pracy błystki i uciąg rzeki. Gdy zgrałem już błystkę z nurtem rzeki i miałem pewność, że pracuje jak należy, i nie zachowuje się jak po prostu martwy kawałek metalu, wykonałem jeszcze dwa, trzy identyczne rzuty i zostałem zupełnie zaskoczony potężnym targnięciem a kij wygiął się w pałąk. Zacinam, ryba po kilku leniwych, ale bardzo mocnych pociągnięciach wychodzi pod powierzchnię i fala adrenaliny zalewa mnie przypominając, jakie to przyjemne uczucie mieć dużą rybę na kiju. Wiem już, że ryba nie jest mała, odkręcam hamulec i pozwalam jej się wyszumieć, akurat jest na to miejsce, trwa to kilka minut. Powoli odjazdy ryby są coraz krótsze, wyraźnie opada z sił, krąży leniwie pod powierzchnią od czasu do czasu nurkując, widzę ją w całej okazałości. Rozglądam się za miejscem do podebrania i sytuacje jest niewesoła, nie ma możliwości iść dalej niż kilka metrów w górę rzeki ani w dół ze względu na krzaki i trzciny. Tu gdzie stoję brzeg jest na tyle wysoki, że leżąc na brzuchu nie dosięgnę nawet do lustra wody, wpatruję się w nurt Iny i widzę jakąś niewielką piaskową półeczkę dość głęboko przy samej skarpie, mam na sobie tylko wodery. Kolejne przewalenie się troci i nie zastanawiam się dłużej, zsuwam się na plecach i tyłku do wody, dotykam stopami tego piasku, okazuje się jednak dość grząski, nie ma już odwrotu, zsuwam się do końca, mam dziś szczęśliwy dzień, woda zatrzymuje się tuż przed granicą woderów, a półka nie ma zamiaru obsunąć się głębiej w nurt. Teraz już działam automatycznie, bez ceregieli podciągam zmęczoną już rybę w zasięg reki, jeszcze dwa trzy razy próbuje protestować, ochlapując mnie przy tym wodą. Gdy mam ją już blisko siebie chwytam za kark, wtedy ryba instynktownie próbuje się zagłębić uciekając od mojej reki, nie pozwalam jej na to, zagłębiam też moją rękę po łokieć, poprawiam chwyt… ryba jest już moja. Nawet nie czuję jak w międzyczasie woda wlała się do jednego z woderów, wyciągam rybę z wody i wyrzucam na brzeg,, z rękawa cieknie woda.
Po zmierzeniu troć ma 81 cm. Kończę łowienie, w sumie oddałem może 10 rzutów, telefonuję do Jacka, aby przyjechał na sesję w tradycyjne miejsce na mostek w Rogowie, zbieram się i wracam do auta, aby dojechać jak najszybciej i przygotować rybę na fotki